czwartek, 31 października 2013

Podniecająca woń okrucieństwa

– Wiesz, jak ksiądz T. nazywa takich jak ty?
– Nie wiem, proszę pani – odparłem.
– Toksyczni.
– Aha.
– A wiesz dlaczego toksyczni?
– Pewnie chodziło mu oto, że są zatruci złem.
– Nie. Toksyczni to tacy, którzy zatruwają złem innych.

Jak można się domyślić tego rodzaju wyznanie jest raczej szokujące. Szczególnie zaś, gdy ma się 16 lat i idealistyczno-błazeński stosunek do świata. Cała rozmowa była na tyle mocna, że zapamiętałem ją dosyć dobrze do dziś.
Wydarzenie, do którego się odwołuje miało miejsce w roku 2000. Było to na kolonii organizowanej przez – swoją drogą zasłużoną – fundację związaną z Kościołem. Sam zresztą w tym czasie uważałem się za osobę bardzo religijną. Mimo to już wtedy nie brakowało mi szalonych pomysłów. A pomysł, który doprowadził w końcu do powyższej rozmowy, powstał bardzo spontanicznie. Kolega z pokoju dostał do naprawy kamerę wspomnianego księdza (którego zresztą w tym dniu nie było na kolonii). Gdy udało się naprawić urządzenie, zaczęliśmy się nią bawić i kręcić różne rzeczy. To były czasy, gdy kamera wciąż była czymś wyjątkowym, więc nasza radość była nie do opisania. W pewnym momencie zaproponowałem, że nakręcimy horror. Na pomysł bez wahania przystało dwóch kumpli z pokoju, namówiliśmy jeszcze jedną koleżankę.  I tak powstał krótki horror, którego fabuła w dużym skrócie sprowadzała się do napadu na pokój przez ubranego na czarno psychopatę (to była moja rola, inspirowana Rybakiem z Koszmaru minionego lata) i zabicia pozostałą trójkę (łącznie z kamerzystą) kawałkiem patyka (imitującego nóż).
Filmik dał nam wszystkim ogromną satysfakcję, parę osób, które zdążyło go zobaczyć przed skonfiskowaniem kamery, też uznało to za rewelacyjne dzieło. Jak jednak już zdradził sam dialog z początku, film dostał się w ręce wychowawców, a nas czekała niemiła pogawędka, groźba wydalenia z kolonii, z całego stowarzyszenia itp. Ja dostałem największą reprymendę – jako główny pomysłodawca, niecieszący się zresztą dobrą opinią wychowawców fan muzyki black i death metalowej. Pamiętam, że odgrażałem się, że oni nie rozumieją wielkiej sztuki, że horror to czcigodny gatunek, a ja w przyszłości im jeszcze palcem pogrożę jako wizjoner filmów grozy. W ich oczach zaś kryło się podejrzenie, że skończę jako psychopata .
Cóż, po 13 latach nie jestem ani reżyserem horrorów, ani – na szczęście – psychopatą, ale zamiłowanie do filmów grozy pozostało i sam temat fascynacji śmiercią i okrucieństwem dalej mnie interesuje. Nie tak dawno krążyłem zresztą po Krakowie przebrany za głównego antagonistę z Krzyku Wesa Cravena, przeprowadzając swój performance, którego głównego tematem była fascynacji śmiercią.
Teza, z którą wyszedłem w performansie, którą zresztą tutaj rozwijam, jest taka, że większość ludzi, mniej lub bardziej świadomie, odczuwa pragnienie widoku krwi i okrucieństwa. Mroczne instynkty władają człowiekiem i mają nawet znaczny wpływ na to, jak wygląda nasz świat. Jako miłośnik horrorów muszę też uderzyć w pełne hipokryzji opinie, które wskazują ten obszar sztuki jako domenę degeneratów i psychopatów, podczas gdy w otaczającej nas rzeczywistości okrucieństwo, śmierć, fascynacja złem i krwią odgrywa dużą rolę, tylko jest zakamuflowana pod płaszczykiem różnych szlachetnych idei – od naukowości po potrzebę informacji o naszym świecie.
Okrucieństwo i fascynacja śmiercią towarzyszy człowiekowi od zawsze (taki mały truizm). Sięgając czasów rzymskich, otrzymujemy to w czystej formie, bez hipokryzji i owijania w bawełnę. Igrzyska, których domagał się lud, to była orgia krwi w czystej postaci. Nikt nie dorabiał tu żadnej ideologii (jak to będzie później). Ludzie przychodzili po prostu, żeby zobaczyć zabijających się nawzajem ludzi lub ludzi rozszarpywanych przez dzikie zwierzęta.
Wraz z dominacją chrześcijaństwa sytuacja zmieniła się trochę. Wcale nie na lepsze. Nowa kultura, której podstawą była miłość bliźniego, nie mogła zaakceptować zła, okrucieństwa jako wartości samej w sobie. Skończyły się orgie krwi na stadionach, ale zło dalej kwitło najlepsze. Spragniona krwi gawiedź otrzymywała go podczas publicznych egzekucji. Sumienie spokojnie pozwalało na oglądanie tego typu rzeczy, przecież odbywało się to w imię słusznej idei „sprawiedliwości”. Krew całkiem realnie rozlewała się w Europie, walka najpierw z poganami, a później między katolikami a innowiercami sprzyjały rozkwitowi bestialstwa. „Szczytne” cele usprawiedliwiały najgorsze potworności.
Okres supremacji chrześcijaństwa, idei prawa i sprawiedliwości, sprzyjał najgorszego rodzaju psychopatom, fanatycznie oddanym idei, a dzięki temu realizującym swoje chore fantazje. Jeśli ktoś widział dawne narzędzia tortur, ten wie, o czym mówię. Toż to spełnienie mrocznych pragnień dewiantów z horroru Hostel. Patrząc na te narzędzia czuć zło. Ich użytkownicy w niczym nie różnili się od nazistowskich czy komunistycznych katów. Przyświecała im tylko inna idea. Szczytne ideały chrześcijańskie obrócone w jakiś diaboliczny żart.
Pochylając się na dawnymi epokami warto też przyjrzeć się sztuce średniowiecznej czy też kontynuującej to dziedzictwo sztuce barokowej, która dostarczała ludziom wyrafinowane opisy okrucieństwa pod przykrywką przeżyć religijnych. Rozważania dominikańskie o męce Chrystusa przebijają po stokroć Pasję Mela Gibsona. A takiego obrzydliwego horroru, jaki możemy oglądać na 12 obrazach Martyrologium romanum w katedrze w Sandomierzu, jeszcze chyba nikt nie zrealizował.
Pamięć jednostki jest zbyt krótka, by ogarnąć i wyobrazić sobie to, co działo się przez parę tysiącleci. Wychowawczyni karcąca mnie za nakręcenie horroru mogła więc śmiało prawić mi morały o cywilizacji śmierci, przed którą przestrzegał papież. Dzisiaj jednak już jestem trochę bardziej wykształcony i wiem, że od zawsze nasz świat, na którym od zawsze śmierć zbiera swoje żniwo, jest właśnie cywilizacją śmierci. I niestety 2000 lat chrześcijaństwa były dla tej cywilizacji bardzo płodne. Niech symbolem będzie śmierć w koronie znana z obrazów religijnych z okresu kontrreformacji.
Owszem można napiętnować kulturę śmierci, ale trzeba pamiętać, ile się dla niej zrobiło, a nie odcinać się od niej tylko ze względu na słabą pamięć owieczek.
A ludzką wyobraźnię i tak będzie rozpalać widok krwi i jej żądza. Ludzie będą chodzić na wystawę Human body i podziwiać piękno ludzkiego ciała, gorliwi katolicy będą przeżywać uniesienia religijne przy Pasji Gibsona, cała Polska będzie żyła sprawami domniemanych lub rzeczywistych zabójczyń dzieci. Ludzie będą zastanawiać się, jak to naprawdę było. Ich fantazja będzie podsuwać najrozmaitsze brutalne obrazy, jak to mogło być. A w sercach będzie się rodzić żądza zemsty, krwawej zemsty, i nienawiści prowadzącej do brutalnych aktów. Żyjąc z takimi wizjami, nie trudno się domyślić, jakie uczucia rodzą się w tych umysłach.
Dlatego może więc czasami warto uzmysłowić sobie to, do czego nie chcemy się przyznać. Stanąć przed lustrem i powiedzieć, „tak, ja też jestem zdolny do okrucieństwa, we mnie też siedzi skurwysyn, który czeka na pretekst, mało szczytny lub bardzo szczytny, by dać ujście krwawym żądzom”. Może warto od czasu do czasu włączyć fikcyjną jatkę na ekranie. Uświadomić sobie własne wizje i spojrzeć na nie z boku.
Wszystko to po to, żeby doznać swego rodzaju katharsis – oczyszczenia tych mrocznych uczuć, by znalazły one odpowiednie miejsce w naszym życiu, a nie podświadomie rozpalały nasze umysły w realnym życiu czy w realnych sprawach.
Bowiem człowiek, który realizuje krwawe wizje na taśmie filmowej lub papierze – jest artystą, wizjonerem. Ale człowiek, którego te same wizje prześladują w rzeczywistości i tu daje ujście swoim instynktom – jest psychopatą. 
Francesco

Jeśli spodobał Ci się artykuł, to zapraszam na mojego Facebooka, gdzie na bieżąco informuję o moich akcjach:


Performance "Ghostface" w Krakowie, szczegóły na: