Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. (Łk 6,37).
„Judosie,
pol-ze sie!” tak krzyczały dawniej dzieci w Wielki Czwartek, kiedy rozpalano pokaźne
ognisko z kukłą Judasza na środku. Zwyczaj ten, o którym właśnie czytam w
książce Moje Sułkowice Jana Szczurka,
sam dobrze pamiętam z dzieciństwa, kiedy bywałem w czasie świąt wielkanocnych w
wspomnianej miejscowości. Palenie Judosa było także i dla mnie jedną z najciekawszych
atrakcji świątecznych. Koszyk do święcenia czy pisanki nie były w stanie
zapewnić takiej samej radości czy emocji. Równe podniecenie mogłem tylko poczuć,
słuchając o realistycznym misterium męki pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej lub
o krzyżowaniu na własne życzenie katolików w Filipinach. I chociaż zamiłowanie
do makabrycznej fikcji gdzieś tam pozostało, to jednak mój stosunek do
opisywanego obrzędu, jak i do samej postaci Judasza znacznie się zmienił.
Samo zjawisko palenia
Judasza inspiruje do poruszenia kilku tematów. Co ludowa obrzędowość ma w takim
wypadku wspólnego z chrześcijaństwem? Czy można tłumaczyć, że coś ma wartość
tylko dlatego, że jest przejawem tradycji? Ale w tym artykule bliżej zajmę się
czymś innym, a mianowicie samą postacią Judasza Iskarioty.
Judasz
Iskariota przez wieki nie miał dobrej opinii, dopiero w ostatnich latach
niektórzy teologowie czy humaniści postanowili spojrzeć na niego łaskawszych
okiem, próbując w nim dostrzec postać tragiczną, którego historia jest zbyt
mętnie opowiedziana, żeby wydawać radykalne sądy, jakie ciążą nad nim od wieków
(szczególnie polecam wywiad z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem Judasz, przyjaciel Jezusa?,
opublikowanym 18 IV 2006 wraz z Ewangelią
Judasza w Gazecie Wyborczej).
Złą prasę
Judaszowi zapewnili już sami ewangeliści, szczególnie zaś (podobno najbardziej
umiłowany przez Chrystusa) Jan, czyli de facto poważny rywal Judasza o względy
Jezusa.
Ewangelista Jan
wkłada w usta Chrystusa słowa wskazujące, że Judasz jest „synem zatracenia” (J
17,12) i „diabłem” (J 6,70). Sam zaś nazywa go „złodziejem” (J 12,6). Nie
lepiej opisuje Judasz inny apostoł, Mateusz, pisząc: „Wprawdzie Syn Człowieczy
odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego
Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie
narodził” (Mt 26,24).
I tak przez
wieki Judasz był kojarzony z wszystkim co najgorsze. Był synonimem łajdaka,
zdrajcy, a nawet potępieńca. Można byłoby napisać pokaźną pracę na temat
postrzegania Judasza w kulturze. Dla zobrazowania tego myślenia przytoczę tu
jeszcze tylko obraz, jaki tworzy Jakub de Voragine (1230-1298), który w swojej Złotej legendzie, będącej przez wieki
źródłem wyobrażeń ludzi o świętych chrześcijańskich, poświęca całkiem spory
fragment o Judaszu przy okazji żywota apostoła Mateusza.
Jakub,
najprawdopodobniej za Bedą Czcigodnym, opowiada domniemane losy Judasza, które
są pasmem zła i występku. Już matka Judasza miała sen, że urodzi „syna
potwornego, który ma stać się przyczyną zguby naszego szczepu [żydów oczywiście
– F]”. Rodzice pozbyli się urodzonego dziecka, wkładając go do koszyka i
rzucając na fale [Diabelska wersja Mojżesza]. Małego Judaszka znalazła królowa
wyspy Iskariot. Tam razem ze swoim mężem wychowywała go z miłością. Problemy
zaczęły się, gdy na świat przyszedł prawdziwy syn królowej. Od małego Judasz
wyzywał i bił swojego młodszego brata. Gdy w końcu prawda o jego nieznanym
pochodzeniu wyszła na jaw, Judasz zabił swojego przyrodniego brata i uciekł do…
samego Poncjusza Piłata. Jak pisze Jakub, „Piłat poznał w nim charakter podobny
do swego i uczuł dlań żywą skłonność”. Następnie losy przyszłego apostoła są
tożsame z losami Edypa – zabija on przez przypadek swojego rodzonego ojca i
bierze za żonę swoją matkę. Gdy wszystko wychodzi na jaw, matka wysyła go, żeby
prosił o wybaczenie Chrystusa i czynił u niego pokutę. Następnie opowiadana
jest już historia znana nam z ewangelii. Tu cynizm autora sięga, jak dla mnie,
zenitu. Tłumaczenie Jakuba de Voragine odnośnie do powodów wydania Jezusa za
trzydzieści srebrników jest bowiem takie: „Na krótki czas przed męką Pana
Naszego, rozgniewał się [Judasz] za to, że nie sprzedano wonnej maści, którą
dano Jezusowi i która warta była trzysta groszy: bo niewątpliwie zamierzał
przywłaszczyć sobie tę sumę. Poszedł więc do żydów i sprzedał Chrystusa za
trzydzieści srebrników”. Esencją zaś pogardy, nienawiści i pychy w stosunku do
Judasza jest fragment dotyczący jego śmierci: „I powiesił się na drzewie, i
ciało jego pękło przez środek, i wszystkie jego jelita rozlały po ziemi. Nie
oddał ich przez usta, bo usta nie mogły być zbezczeszczone, ponieważ miały
zaszczyt dotknąć chwalebnej twarzy Chrystusa. Umarł w powietrzu, ponieważ
obraziwszy aniołów w niebie i ludzi na ziemi, zasłużył, by zginąć między niebem
a ziemią”.
Jakub de
Voragine, inni hagiografowie czy pisarze (zob. np. Dante) uprawiali dosyć
swawolną i radosną twórczość jeśli chodzi o domniemane działania, motywy i
późniejsze (w tym pośmiertne) losy Judasza. Nie widzę więc przeszkód, żeby
samemu puścić wodze fantazji i spróbować zastanowić się, jak to było naprawdę.
Podczas rozmów
o Judaszu najczęściej pojawia się kwestia „dlaczego zdradził?” i to jest
kluczowe zagadnienie rozpatrywane odnośnie do tej postaci. Dawniej popularne
było stwierdzenie, że Judasz wydał Jezusa przez chciwość. Dziś ta teoria jest
raczej niepopularna. Słynne 30 srebrników stanowiło zbyt małą wartość, żeby
Judaszowi, biorąc pod uwagę, że był tak wyrachowany, się to opłaciło. Obecnie popularna
jest za to teoria, że Judasz zawiódł się na Jezusie. Traktował Proroka jako
przywódcę narodowo-religijnego i gdy zorientował się, że Chrystus nie ma
zamiaru walczyć z Rzymianami i dla Niego ważniejsze jest królestwo nie z tego
świata niż los swojego narodu, postanowił Go wydać. Z kolei w gnostyckiej Ewangelii Judasza pojawia się teoria, że
Judasz wydał Jezusa na polecenie Jego samego. Judasz był tylko godny, by
zrozumieć tajemnicę śmierci – odejścia ze skażonego świata, stworzonego przez
boga-szatana, i pójścia do prawdziwego Boga, który objawia się tylko wybranym.
Mi samemu trudno
dociekać, jakie były powody zdrady. Czy to w ogóle była zdrada czy fatalna
pomyłka (istnieje również takie prawdopodobieństwo, to co się dzieje podczas
ostatnie wieczerzy budzi sporo wątpliwości). W swoich rozważaniach stwierdziłem,
że uwaga jest skoncentrowana na niewłaściwym problemie. Pytanie „dlaczego
Judasz zdradził?” wydaje mi się w pewnym sensie niezasadne, ponieważ w historii
pasyjnej praktycznie każdy zdradził lub zawinił wobec Jezusa. Jezus został
zdradzony przez lud, który jeszcze niedawno Go wielbił, został zdradzony przez
Piłata, który bezprawnie wydał na niego wyrok, ulegając presji opinii
publicznej. Wreszcie został zdradzony i opuszczony przez najbliższych,
apostołów – najpierw usnęli wszyscy, gdy prosił ich, żeby z Nim czuwali, a
potem uciekli i pochowali się, bojąc żydów. Mamy też słynną scenę zaparcia się
Piotra. Cóż, ktoś może powiedzieć, „ale to przez Judasza Go złapali”. Owszem
obraz taki wyłania się z Biblii, ale chyba nie trudno zauważyć, że złapanie
Jezusa nie stwarzało takich problemów, jak choćby polowanie na ibn Ladena.
Jezus, którego otaczały tłumu, bez problemu zostałby schwytany w krótkim czasie
bez pomocy Judasza.
Uważam więc, że
ta zdrada, jak zresztą zdrada wszystkich uczniów, z wyjątkiem wiernego Jana, ma
charakter symboliczny. Pokazuje słabość człowieka, ułomność jego uczuć,
postanowień i starań.
Pytanie, które
dla mnie jest najważniejsze i prowadzi mnie do kluczowych wniosków jest:
„dlaczego Judasz zabił się po zdradzie?”, a nie „dlaczego zdradził?”. I tu
wkraczam na pole własnych interpretacji. I proponuję wam czytelnicy na chwilę
sięgnąć do swoich wspomnień i zastanowić się, czy zdradziliście lub
nieodwracalnie zraniliście, zrobiliście kiedyś krzywdę przyjacielowi, komuś z
rodziny, bardzo bliskiej osobie (nie chcę tu pisać – żonie, mężowi, by nie
skupiać się na najczęstszym seksualnym motywie zdrady, bo nie o to mi tu
chodzi). A teraz zastanówcie się nad waszą zdradą lub krzywdą w stosunku do
osób wam obojętnych, obcych lub wrogich. I sami przypomnijcie sobie, czy was
ktoś nie skrzywdził. Jak to wyglądało ze strony osoby, która was kochała, a jak
ze strony osoby, która okazała się względem was fałszywa?
Moje
doświadczenia podpowiadają mi, że zdrada czy krzywda wobec wroga czy osoby
obojętnej, jeśli nie jesteśmy psychopatami, to owszem przynosi ze sobą
moralnego kaca, wyrzuty sumienia, ale nie są to uczucia, które by nas długo
prześladowały, a tym bardziej prowadziły do skrajnych działań, w tym
samobójstwa.
Zupełnie
inaczej wygląda sprawa, gdy zranimy, zdradzimy osobę dla nas bliską i ważną.
Próbujemy naprawić błąd, prosimy o wybaczenie, ale często sami nie umiemy sobie
tego wybaczyć. Gdy błąd zaś jest nie do naprawienia, sami chcemy siebie ukarać,
odpokutować to.
I tak moim
zdaniem jest z Judaszem. Gdyby Jezus był jego wrogiem, gdyby był mu obojętny,
gdyby Judasz był takim najgorszym draniem, jakim się go przedstawia, to nie
miałby zbyt długo wyrzutów sumienia (lub w ogóle by ich nie miał), nawet gdyby
wiedział, że doprowadził Go do śmierci. Moje rozumowanie prowadzi do wniosku,
że Judasz bardzo kochał Jezusa i dlatego gdy uzmysłowił sobie, co naprawdę
zrobił, postanowił wymierzyć sobie najsroższą karę. I skutecznie mu to się
udało. Zabić się, gdy doprowadziło się do śmierci osobę kochaną – to za mało.
Nie napisać usprawiedliwienia, wiedząc, że są apostołowie, którzy skutecznie
oczernią go, to już dużo (śmierć i wieczna niesława), ale to wciąż za mało. Gdy
zabiło się przyjaciela lub jeśli wierzy, że zabiło się samego Boga, to trzeba
skazać się na wieczne potępienie, o którym nie raz mówił Nauczyciel. Tak, to
wystarczająca kara, którą z pełną odpowiedzialnością wziął na siebie Judasz.
I plan Judasza
częściowo się udał – zabił się, jest okryty niesławą, wielu twierdzi, że jest
potępiony. Ale ja mam nadzieję, że po śmierci spotkał się z Tym, którego kochał
i pojednali się z sobą. Widzę tu zbyt wielką miłość.
A dla mnie opowieść
pasyjna jest prawdziwą, piękną, ale bardzo smutną opowieścią o ludziach i ich tragicznym
losie. Jest również dla mnie opowieścią o milczeniu, zbyt odległego od nas,
Boga (piszę to, żeby było jasne moje poglądy). To jest historia o tym, jak
zagubiony i nieszczęśliwy jest człowiek. Każdy – faryzeusze, Piłat,
apostołowie, gapie, w końcu Judasz i… Jezus. „Jestem tylko nędznym kuglarzem w
tej farsie cieni”, mógłby za jedną z postaci Bergmana powiedzieć każdy z
bohaterów tej tragicznej historii. I pomimo że każdy z tych bohaterów jest
żałosny w swojej ludzkiej nędzy, to jednocześnie każdy z nich jest dla mnie
jakoś święty. Każdy człowiek jest dla mnie święty, w tym znaczeniu, że każdy
kiedyś dojdzie do jakiejś doskonałości, wiecznego spełnienia. Bo w swojej
prywatnej teologii mam nadzieję, że każdy z ludzi i nie ludzi, po różnych
przejściach, zrozumieniu swoich błędów, odpokutowaniu, naprawieniu, dostąpi
stanu wiecznego spokoju, każdy na swój sposób. Nikt nie będzie potępiony. Czyli każdy będzie świętym. Także nasz
nieszczęśliwy Judasz. Święty Judasz? Tak. Patron potępionych i przeklętych. A
dla mnie osobiście ten, który najbardziej spośród uczniów pokochał Jezusa. W
sposób w jaki człowiek kocha człowieka, miłością ułomną, zagmatwaną, ale
piękną.
Francesco
https://www.facebook.com/Francescoformatbezf
Francesco
https://www.facebook.com/Francescoformatbezf
Collage i opis akcji street artowej (wkrótce): Chrystus i święty Judasz (patron przeklętych i potępionych)