wtorek, 26 marca 2013

Święty Judasz


Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.
 (Łk 6,37).
                          
„Judosie, pol-ze sie!” tak krzyczały dawniej dzieci w Wielki Czwartek, kiedy rozpalano pokaźne ognisko z kukłą Judasza na środku. Zwyczaj ten, o którym właśnie czytam w książce Moje Sułkowice Jana Szczurka, sam dobrze pamiętam z dzieciństwa, kiedy bywałem w czasie świąt wielkanocnych w wspomnianej miejscowości. Palenie Judosa było także i dla mnie jedną z najciekawszych atrakcji świątecznych. Koszyk do święcenia czy pisanki nie były w stanie zapewnić takiej samej radości czy emocji. Równe podniecenie mogłem tylko poczuć, słuchając o realistycznym misterium męki pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej lub o krzyżowaniu na własne życzenie katolików w Filipinach. I chociaż zamiłowanie do makabrycznej fikcji gdzieś tam pozostało, to jednak mój stosunek do opisywanego obrzędu, jak i do samej postaci Judasza znacznie się zmienił.
Samo zjawisko palenia Judasza inspiruje do poruszenia kilku tematów. Co ludowa obrzędowość ma w takim wypadku wspólnego z chrześcijaństwem? Czy można tłumaczyć, że coś ma wartość tylko dlatego, że jest przejawem tradycji? Ale w tym artykule bliżej zajmę się czymś innym, a mianowicie samą postacią Judasza Iskarioty.
Judasz Iskariota przez wieki nie miał dobrej opinii, dopiero w ostatnich latach niektórzy teologowie czy humaniści postanowili spojrzeć na niego łaskawszych okiem, próbując w nim dostrzec postać tragiczną, którego historia jest zbyt mętnie opowiedziana, żeby wydawać radykalne sądy, jakie ciążą nad nim od wieków (szczególnie polecam wywiad z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem Judasz, przyjaciel Jezusa?, opublikowanym 18 IV 2006 wraz z Ewangelią Judasza w Gazecie Wyborczej).
Złą prasę Judaszowi zapewnili już sami ewangeliści, szczególnie zaś (podobno najbardziej umiłowany przez Chrystusa) Jan, czyli de facto poważny rywal Judasza o względy Jezusa. 
Ewangelista Jan wkłada w usta Chrystusa słowa wskazujące, że Judasz jest „synem zatracenia” (J 17,12) i „diabłem” (J 6,70). Sam zaś nazywa go „złodziejem” (J 12,6). Nie lepiej opisuje Judasz inny apostoł, Mateusz, pisząc: „Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził” (Mt 26,24).
I tak przez wieki Judasz był kojarzony z wszystkim co najgorsze. Był synonimem łajdaka, zdrajcy, a nawet potępieńca. Można byłoby napisać pokaźną pracę na temat postrzegania Judasza w kulturze. Dla zobrazowania tego myślenia przytoczę tu jeszcze tylko obraz, jaki tworzy Jakub de Voragine (1230-1298), który w swojej Złotej legendzie, będącej przez wieki źródłem wyobrażeń ludzi o świętych chrześcijańskich, poświęca całkiem spory fragment o Judaszu przy okazji żywota apostoła Mateusza.
Jakub, najprawdopodobniej za Bedą Czcigodnym, opowiada domniemane losy Judasza, które są pasmem zła i występku. Już matka Judasza miała sen, że urodzi „syna potwornego, który ma stać się przyczyną zguby naszego szczepu [żydów oczywiście – F]”. Rodzice pozbyli się urodzonego dziecka, wkładając go do koszyka i rzucając na fale [Diabelska wersja Mojżesza]. Małego Judaszka znalazła królowa wyspy Iskariot. Tam razem ze swoim mężem wychowywała go z miłością. Problemy zaczęły się, gdy na świat przyszedł prawdziwy syn królowej. Od małego Judasz wyzywał i bił swojego młodszego brata. Gdy w końcu prawda o jego nieznanym pochodzeniu wyszła na jaw, Judasz zabił swojego przyrodniego brata i uciekł do… samego Poncjusza Piłata. Jak pisze Jakub, „Piłat poznał w nim charakter podobny do swego i uczuł dlań żywą skłonność”. Następnie losy przyszłego apostoła są tożsame z losami Edypa – zabija on przez przypadek swojego rodzonego ojca i bierze za żonę swoją matkę. Gdy wszystko wychodzi na jaw, matka wysyła go, żeby prosił o wybaczenie Chrystusa i czynił u niego pokutę. Następnie opowiadana jest już historia znana nam z ewangelii. Tu cynizm autora sięga, jak dla mnie, zenitu. Tłumaczenie Jakuba de Voragine odnośnie do powodów wydania Jezusa za trzydzieści srebrników jest bowiem takie: „Na krótki czas przed męką Pana Naszego, rozgniewał się [Judasz] za to, że nie sprzedano wonnej maści, którą dano Jezusowi i która warta była trzysta groszy: bo niewątpliwie zamierzał przywłaszczyć sobie tę sumę. Poszedł więc do żydów i sprzedał Chrystusa za trzydzieści srebrników”. Esencją zaś pogardy, nienawiści i pychy w stosunku do Judasza jest fragment dotyczący jego śmierci: „I powiesił się na drzewie, i ciało jego pękło przez środek, i wszystkie jego jelita rozlały po ziemi. Nie oddał ich przez usta, bo usta nie mogły być zbezczeszczone, ponieważ miały zaszczyt dotknąć chwalebnej twarzy Chrystusa. Umarł w powietrzu, ponieważ obraziwszy aniołów w niebie i ludzi na ziemi, zasłużył, by zginąć między niebem a ziemią”.
Jakub de Voragine, inni hagiografowie czy pisarze (zob. np. Dante) uprawiali dosyć swawolną i radosną twórczość jeśli chodzi o domniemane działania, motywy i późniejsze (w tym pośmiertne) losy Judasza. Nie widzę więc przeszkód, żeby samemu puścić wodze fantazji i spróbować zastanowić się, jak to było naprawdę.
Podczas rozmów o Judaszu najczęściej pojawia się kwestia „dlaczego zdradził?” i to jest kluczowe zagadnienie rozpatrywane odnośnie do tej postaci. Dawniej popularne było stwierdzenie, że Judasz wydał Jezusa przez chciwość. Dziś ta teoria jest raczej niepopularna. Słynne 30 srebrników stanowiło zbyt małą wartość, żeby Judaszowi, biorąc pod uwagę, że był tak wyrachowany, się to opłaciło. Obecnie popularna jest za to teoria, że Judasz zawiódł się na Jezusie. Traktował Proroka jako przywódcę narodowo-religijnego i gdy zorientował się, że Chrystus nie ma zamiaru walczyć z Rzymianami i dla Niego ważniejsze jest królestwo nie z tego świata niż los swojego narodu, postanowił Go wydać. Z kolei w gnostyckiej Ewangelii Judasza pojawia się teoria, że Judasz wydał Jezusa na polecenie Jego samego. Judasz był tylko godny, by zrozumieć tajemnicę śmierci – odejścia ze skażonego świata, stworzonego przez boga-szatana, i pójścia do prawdziwego Boga, który objawia się tylko wybranym.
Mi samemu trudno dociekać, jakie były powody zdrady. Czy to w ogóle była zdrada czy fatalna pomyłka (istnieje również takie prawdopodobieństwo, to co się dzieje podczas ostatnie wieczerzy budzi sporo wątpliwości). W swoich rozważaniach stwierdziłem, że uwaga jest skoncentrowana na niewłaściwym problemie. Pytanie „dlaczego Judasz zdradził?” wydaje mi się w pewnym sensie niezasadne, ponieważ w historii pasyjnej praktycznie każdy zdradził lub zawinił wobec Jezusa. Jezus został zdradzony przez lud, który jeszcze niedawno Go wielbił, został zdradzony przez Piłata, który bezprawnie wydał na niego wyrok, ulegając presji opinii publicznej. Wreszcie został zdradzony i opuszczony przez najbliższych, apostołów – najpierw usnęli wszyscy, gdy prosił ich, żeby z Nim czuwali, a potem uciekli i pochowali się, bojąc żydów. Mamy też słynną scenę zaparcia się Piotra. Cóż, ktoś może powiedzieć, „ale to przez Judasza Go złapali”. Owszem obraz taki wyłania się z Biblii, ale chyba nie trudno zauważyć, że złapanie Jezusa nie stwarzało takich problemów, jak choćby polowanie na ibn Ladena. Jezus, którego otaczały tłumu, bez problemu zostałby schwytany w krótkim czasie bez pomocy Judasza.
Uważam więc, że ta zdrada, jak zresztą zdrada wszystkich uczniów, z wyjątkiem wiernego Jana, ma charakter symboliczny. Pokazuje słabość człowieka, ułomność jego uczuć, postanowień i starań.
Pytanie, które dla mnie jest najważniejsze i prowadzi mnie do kluczowych wniosków jest: „dlaczego Judasz zabił się po zdradzie?”, a nie „dlaczego zdradził?”. I tu wkraczam na pole własnych interpretacji. I proponuję wam czytelnicy na chwilę sięgnąć do swoich wspomnień i zastanowić się, czy zdradziliście lub nieodwracalnie zraniliście, zrobiliście kiedyś krzywdę przyjacielowi, komuś z rodziny, bardzo bliskiej osobie (nie chcę tu pisać – żonie, mężowi, by nie skupiać się na najczęstszym seksualnym motywie zdrady, bo nie o to mi tu chodzi). A teraz zastanówcie się nad waszą zdradą lub krzywdą w stosunku do osób wam obojętnych, obcych lub wrogich. I sami przypomnijcie sobie, czy was ktoś nie skrzywdził. Jak to wyglądało ze strony osoby, która was kochała, a jak ze strony osoby, która okazała się względem was fałszywa?
Moje doświadczenia podpowiadają mi, że zdrada czy krzywda wobec wroga czy osoby obojętnej, jeśli nie jesteśmy psychopatami, to owszem przynosi ze sobą moralnego kaca, wyrzuty sumienia, ale nie są to uczucia, które by nas długo prześladowały, a tym bardziej prowadziły do skrajnych działań, w tym samobójstwa.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa, gdy zranimy, zdradzimy osobę dla nas bliską i ważną. Próbujemy naprawić błąd, prosimy o wybaczenie, ale często sami nie umiemy sobie tego wybaczyć. Gdy błąd zaś jest nie do naprawienia, sami chcemy siebie ukarać, odpokutować to.
I tak moim zdaniem jest z Judaszem. Gdyby Jezus był jego wrogiem, gdyby był mu obojętny, gdyby Judasz był takim najgorszym draniem, jakim się go przedstawia, to nie miałby zbyt długo wyrzutów sumienia (lub w ogóle by ich nie miał), nawet gdyby wiedział, że doprowadził Go do śmierci. Moje rozumowanie prowadzi do wniosku, że Judasz bardzo kochał Jezusa i dlatego gdy uzmysłowił sobie, co naprawdę zrobił, postanowił wymierzyć sobie najsroższą karę. I skutecznie mu to się udało. Zabić się, gdy doprowadziło się do śmierci osobę kochaną – to za mało. Nie napisać usprawiedliwienia, wiedząc, że są apostołowie, którzy skutecznie oczernią go, to już dużo (śmierć i wieczna niesława), ale to wciąż za mało. Gdy zabiło się przyjaciela lub jeśli wierzy, że zabiło się samego Boga, to trzeba skazać się na wieczne potępienie, o którym nie raz mówił Nauczyciel. Tak, to wystarczająca kara, którą z pełną odpowiedzialnością wziął na siebie Judasz.
I plan Judasza częściowo się udał – zabił się, jest okryty niesławą, wielu twierdzi, że jest potępiony. Ale ja mam nadzieję, że po śmierci spotkał się z Tym, którego kochał i pojednali się z sobą. Widzę tu zbyt wielką miłość.
A dla mnie opowieść pasyjna jest prawdziwą, piękną, ale bardzo smutną opowieścią o ludziach i ich tragicznym losie. Jest również dla mnie opowieścią o milczeniu, zbyt odległego od nas, Boga (piszę to, żeby było jasne moje poglądy). To jest historia o tym, jak zagubiony i nieszczęśliwy jest człowiek. Każdy – faryzeusze, Piłat, apostołowie, gapie, w końcu Judasz i… Jezus. „Jestem tylko nędznym kuglarzem w tej farsie cieni”, mógłby za jedną z postaci Bergmana powiedzieć każdy z bohaterów tej tragicznej historii. I pomimo że każdy z tych bohaterów jest żałosny w swojej ludzkiej nędzy, to jednocześnie każdy z nich jest dla mnie jakoś święty. Każdy człowiek jest dla mnie święty, w tym znaczeniu, że każdy kiedyś dojdzie do jakiejś doskonałości, wiecznego spełnienia. Bo w swojej prywatnej teologii mam nadzieję, że każdy z ludzi i nie ludzi, po różnych przejściach, zrozumieniu swoich błędów, odpokutowaniu, naprawieniu, dostąpi stanu wiecznego spokoju, każdy na swój sposób. Nikt nie będzie potępiony.  Czyli każdy będzie świętym. Także nasz nieszczęśliwy Judasz. Święty Judasz? Tak. Patron potępionych i przeklętych. A dla mnie osobiście ten, który najbardziej spośród uczniów pokochał Jezusa. W sposób w jaki człowiek kocha człowieka, miłością ułomną, zagmatwaną, ale piękną.
Francesco
https://www.facebook.com/Francescoformatbezf

Collage i opis akcji street artowej (wkrótce): Chrystus i święty Judasz (patron przeklętych i potępionych)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz