– Wiesz, jak ksiądz T. nazywa takich jak ty?
– Nie wiem, proszę pani – odparłem.
– Toksyczni.
– Aha.
– A wiesz dlaczego toksyczni?
– Pewnie chodziło mu oto, że są zatruci złem.
– Nie. Toksyczni to tacy, którzy zatruwają złem innych.
Jak można się domyślić tego
rodzaju wyznanie jest raczej szokujące. Szczególnie zaś, gdy ma się 16 lat i
idealistyczno-błazeński stosunek do świata. Cała rozmowa była na tyle mocna, że
zapamiętałem ją dosyć dobrze do dziś.
Wydarzenie, do którego się
odwołuje miało miejsce w roku 2000. Było to na kolonii organizowanej przez –
swoją drogą zasłużoną – fundację związaną z Kościołem. Sam zresztą w tym czasie
uważałem się za osobę bardzo religijną. Mimo to już wtedy nie brakowało mi
szalonych pomysłów. A pomysł, który doprowadził w końcu do powyższej rozmowy,
powstał bardzo spontanicznie. Kolega z pokoju dostał do naprawy kamerę
wspomnianego księdza (którego zresztą w tym dniu nie było na kolonii). Gdy
udało się naprawić urządzenie, zaczęliśmy się nią bawić i kręcić różne rzeczy.
To były czasy, gdy kamera wciąż była czymś wyjątkowym, więc nasza radość była
nie do opisania. W pewnym momencie zaproponowałem, że nakręcimy horror. Na
pomysł bez wahania przystało dwóch kumpli z pokoju, namówiliśmy jeszcze jedną
koleżankę. I tak powstał krótki horror,
którego fabuła w dużym skrócie sprowadzała się do napadu na pokój przez
ubranego na czarno psychopatę (to była moja rola, inspirowana Rybakiem z Koszmaru minionego lata) i zabicia pozostałą
trójkę (łącznie z kamerzystą) kawałkiem patyka (imitującego nóż).
Filmik dał nam wszystkim ogromną
satysfakcję, parę osób, które zdążyło go zobaczyć przed skonfiskowaniem kamery,
też uznało to za rewelacyjne dzieło. Jak jednak już zdradził sam dialog z
początku, film dostał się w ręce wychowawców, a nas czekała niemiła pogawędka,
groźba wydalenia z kolonii, z całego stowarzyszenia itp. Ja dostałem największą
reprymendę – jako główny pomysłodawca, niecieszący się zresztą dobrą opinią
wychowawców fan muzyki black i death metalowej. Pamiętam, że odgrażałem się, że
oni nie rozumieją wielkiej sztuki, że horror to czcigodny gatunek, a ja w
przyszłości im jeszcze palcem pogrożę jako wizjoner filmów grozy. W ich oczach
zaś kryło się podejrzenie, że skończę jako psychopata .
Cóż, po 13 latach nie jestem ani
reżyserem horrorów, ani – na szczęście – psychopatą, ale zamiłowanie do filmów
grozy pozostało i sam temat fascynacji śmiercią i okrucieństwem dalej mnie
interesuje. Nie tak dawno krążyłem zresztą po Krakowie przebrany za głównego
antagonistę z Krzyku Wesa Cravena,
przeprowadzając swój performance, którego głównego tematem była fascynacji
śmiercią.
Teza, z którą wyszedłem w
performansie, którą zresztą tutaj rozwijam, jest taka, że większość ludzi,
mniej lub bardziej świadomie, odczuwa pragnienie widoku krwi i okrucieństwa.
Mroczne instynkty władają człowiekiem i mają nawet znaczny wpływ na to, jak
wygląda nasz świat. Jako miłośnik horrorów muszę też uderzyć w pełne hipokryzji
opinie, które wskazują ten obszar sztuki jako domenę degeneratów i psychopatów,
podczas gdy w otaczającej nas rzeczywistości okrucieństwo, śmierć, fascynacja
złem i krwią odgrywa dużą rolę, tylko jest zakamuflowana pod płaszczykiem
różnych szlachetnych idei – od naukowości po potrzebę informacji o naszym
świecie.
Okrucieństwo i fascynacja śmiercią
towarzyszy człowiekowi od zawsze (taki mały truizm). Sięgając czasów rzymskich,
otrzymujemy to w czystej formie, bez hipokryzji i owijania w bawełnę. Igrzyska,
których domagał się lud, to była orgia krwi w czystej postaci. Nikt nie
dorabiał tu żadnej ideologii (jak to będzie później). Ludzie przychodzili po
prostu, żeby zobaczyć zabijających się nawzajem ludzi lub ludzi rozszarpywanych
przez dzikie zwierzęta.
Wraz z dominacją chrześcijaństwa
sytuacja zmieniła się trochę. Wcale nie na lepsze. Nowa kultura, której
podstawą była miłość bliźniego, nie mogła zaakceptować zła, okrucieństwa jako
wartości samej w sobie. Skończyły się orgie krwi na stadionach, ale zło dalej
kwitło najlepsze. Spragniona krwi gawiedź otrzymywała go podczas publicznych
egzekucji. Sumienie spokojnie pozwalało na oglądanie tego typu rzeczy, przecież
odbywało się to w imię słusznej idei „sprawiedliwości”. Krew całkiem realnie
rozlewała się w Europie, walka najpierw z poganami, a później między katolikami
a innowiercami sprzyjały rozkwitowi bestialstwa. „Szczytne” cele
usprawiedliwiały najgorsze potworności.
Okres supremacji
chrześcijaństwa, idei prawa i sprawiedliwości, sprzyjał najgorszego rodzaju
psychopatom, fanatycznie oddanym idei, a dzięki temu realizującym swoje chore
fantazje. Jeśli ktoś widział dawne narzędzia tortur, ten wie, o czym mówię. Toż
to spełnienie mrocznych pragnień dewiantów z horroru Hostel. Patrząc na te narzędzia czuć zło. Ich użytkownicy w niczym
nie różnili się od nazistowskich czy komunistycznych katów. Przyświecała im
tylko inna idea. Szczytne ideały chrześcijańskie obrócone w jakiś diaboliczny
żart.
Pochylając się na dawnymi
epokami warto też przyjrzeć się sztuce średniowiecznej czy też kontynuującej to
dziedzictwo sztuce barokowej, która dostarczała ludziom wyrafinowane opisy
okrucieństwa pod przykrywką przeżyć religijnych. Rozważania dominikańskie o męce Chrystusa przebijają po stokroć Pasję Mela Gibsona. A takiego obrzydliwego
horroru, jaki możemy oglądać na 12 obrazach Martyrologium
romanum w katedrze w Sandomierzu, jeszcze chyba nikt nie zrealizował.
Pamięć jednostki jest zbyt
krótka, by ogarnąć i wyobrazić sobie to, co działo się przez parę tysiącleci.
Wychowawczyni karcąca mnie za nakręcenie horroru mogła więc śmiało prawić mi
morały o cywilizacji śmierci, przed którą przestrzegał papież. Dzisiaj jednak
już jestem trochę bardziej wykształcony i wiem, że od zawsze nasz świat, na
którym od zawsze śmierć zbiera swoje żniwo, jest właśnie cywilizacją śmierci. I
niestety 2000 lat chrześcijaństwa były dla tej cywilizacji bardzo płodne. Niech
symbolem będzie śmierć w koronie znana z obrazów religijnych z okresu
kontrreformacji.
Owszem można napiętnować kulturę
śmierci, ale trzeba pamiętać, ile się dla niej zrobiło, a nie odcinać się od
niej tylko ze względu na słabą pamięć owieczek.
A ludzką wyobraźnię i tak będzie
rozpalać widok krwi i jej żądza. Ludzie będą chodzić na wystawę Human body i podziwiać piękno ludzkiego
ciała, gorliwi katolicy będą przeżywać uniesienia religijne przy Pasji Gibsona, cała Polska będzie żyła
sprawami domniemanych lub rzeczywistych zabójczyń dzieci. Ludzie będą
zastanawiać się, jak to naprawdę było. Ich fantazja będzie podsuwać
najrozmaitsze brutalne obrazy, jak to mogło być. A w sercach będzie się rodzić
żądza zemsty, krwawej zemsty, i nienawiści prowadzącej do brutalnych aktów.
Żyjąc z takimi wizjami, nie trudno się domyślić, jakie uczucia rodzą się w tych
umysłach.
Dlatego może więc czasami warto
uzmysłowić sobie to, do czego nie chcemy się przyznać. Stanąć przed lustrem i
powiedzieć, „tak, ja też jestem zdolny do okrucieństwa, we mnie też siedzi
skurwysyn, który czeka na pretekst, mało szczytny lub bardzo szczytny, by dać
ujście krwawym żądzom”. Może warto od czasu do czasu włączyć fikcyjną jatkę na
ekranie. Uświadomić sobie własne wizje i spojrzeć na nie z boku.
Wszystko to po to, żeby doznać
swego rodzaju katharsis –
oczyszczenia tych mrocznych uczuć, by znalazły one odpowiednie miejsce w naszym
życiu, a nie podświadomie rozpalały nasze umysły w realnym życiu czy w realnych
sprawach.
Bowiem człowiek, który realizuje
krwawe wizje na taśmie filmowej lub papierze – jest artystą, wizjonerem. Ale człowiek,
którego te same wizje prześladują w rzeczywistości i tu daje ujście swoim
instynktom – jest psychopatą.
Francesco
Jeśli spodobał Ci się artykuł, to zapraszam na mojego Facebooka, gdzie na bieżąco informuję o moich akcjach:
Performance "Ghostface" w Krakowie, szczegóły na:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz